Naprawdę miłe jest, gdy własny szef docenia pracę pracownika. Niby nic, bo butelka alkoholu. “Tylko”, albo “aż”.

Krytyczny czas. Trzeba było zdążyć przed sezonem. Wiele zarwanych nocy, dużo myślenia przed, w czasie, po robocie (“Ten typ tak ma” - Tak. O sobie piszę). Dużo jeszcze jest do zrobienia, ale w końcu jest też już punkt wyjścia do dalszych prac.

I te emocje… Jeszcze trzeba “to” naprawić, “tamto” wcisnąć, “tego” już na pewno teraz nie zrobimy. Parę nieplanowanych sytuacji, którymi też trzeba było priorytetowo się zająć. Decyzje, decyzje…

Nieliczny feedback, ale to też rozumiem. Wybory. Zresztą nawet nie liczyłem na cokolwiek pozytywnego od klientów. Przyjemnie jest jednak, że tych parę osób, jednak zauważyło zmianę. Na lepsze.

Z czasem człowiek staje się coraz bardziej cyniczny wobec otaczającego świata. Dlatego też było mi tym bardziej niezmiernie miło za prezent.

Wychodząc z biura, pokazałem koleżance i mówię, trochę z przymrużeniem oka:

Widzisz (tu imię koleżanki)? To jest właśnie szacunek do własnego pracownika.

“Niby mała rzecz, a cieszy”.

Dziękuję.