Tej nocy miałem dwa sny.

W pierwszym można powiedzieć, że pokłóciłem się z Patrykiem Jakim (którego notabene bardzo lubię). Szczegółów już sobie nie przypomnę, pamiętam, że prowadziłem z nim jakąś żywiołową dyskusję. W pewnym momencie stwierdziłem, że:

Pierdolę ten cały socjalizm. Janusz Korwin-Mikke, ma rację.

Teraz brzmi to zabawnie, jednak w tamtym momencie byłem tak zdenerwowany, że się obudziłem. Sprawdziłem godzinę, była 4:30.

Chyba powinienem odstawić książki związane z polityką na dłuższy czas… (ale to, to dopiero po zakończeniu tej którą właśnie zacząłem)

Drugim snem były, podejrzewam, moje wewnętrzne wyrzuty sumienia.

Śniło mi się, że mieszkam w innym miejscu. Jakiś blok z trawnikiem, bez prywatnego ogródka. Trochę przypominający okolicę bloków przy Szwoleżerów, naprzeciwko Dragonów.

Coś tam robię, ganiam w te i wewte, mija mnie przyjaciel, z którym się, zawstydzony, przywitałem (wygląda na to, że wprowadza się z żoną do tego samego budynku i klatki, gdzie właśnie się wprowadziłem).

Odchodzę, spotykam księdza (naszego, tzw. przyjaciela rodziny). Nie pamiętam o czym z nim rozmawiałem, powiedział on jednak, że powinienem podziękować Bogu.

Zmienia mi się perspektywa. Zacząłem patrzeć na siebie, nagle ten “ja” na którego patrzę ma ok. 8 lat, składa ręce do modlitwy i zaczyna mówić:

Dziękuję Ci Boże, za…

(i niestety już nie pamiętam)

Widząc siebie, widziałem w oczach tę wiarę, którą zgubiłem lata temu.

Powrót perspektywy do normalnej. Zacząłem wracać do domu. Podszedłem do ławek z parasolami znajdującymi się na trawniku przed blokiem. Usiadłem. Patrzę w prawo, a tam moja dobra przyjaciółka z którą od dłuższego czasu nie utrzymuję kontaktu. Pytam się jak minęły wakacje? Ta, odpowiedziała mi, w pewien charakterystyczny, sprawiający czasem wrażenie nachmurzonego humoru, sposób: “Masz, trzymaj”. Dostałem list, który napisała na trzech stronach A4, zaczynał się następująco:

Szanowny Panie Xxx

Bardzo uradował mnie…

I w tym momencie obudził mnie budzik. Godzina 6:15. Powoli trzeba więc wstawać i zbierać się do pracy.