Była to moja pierwsza bitwa przeciwko Imperium. Zdawałem sobie jednak sprawę z niebezpieczeństwa jakim jest Imperyjska jazda. Tereny rozstawialiśmy na “domowych” zasadach: Każdy z graczy trzy razy (na zmianę) 2k6 i konsultuje wynik z tabelą (podobna do miscasta, tyle że z terenami) a potem kładzie ten teren na środku pola bitwy i 3 razy rzuca kostkami artyleryjskimi (hit i misfire się przerzuca) i przesuwa teren zgodnie z wynikiem rzutu.

Wood Elves

  Anayam Ka’Leith
Glade Guardian na Orle z włócznią w lekkim pancerzu z SoP i HoD Arrow
174 p.
  Jorlael
Mage Lv 2 DScroll - Life: Father of Thorn, Master of Stone
130 p.
  He’Illeah
Mage Lv 2 DScroll - Life: Master of Stone, Mash Mistress
130 p.
7 Archers 91 p.
7 Archers 91 p.
6 Archers 78 p.
5 Dryad 100 p.
5 Dryad 100 p.
7 War Dancers 105 p.
  TOTAL 999 p.

Empire

Captain General, barding, full plate armor, pistol 3x Battle Wizard 4x DScroll (to o jednego Bohatera za dużo ale zauważyliśmy to już po bitwie…) Nie pamiętam jakie czary wylosował mój rywal. W całej grze nie wyszedł mu żaden…

3x 5 jezdnych (Inner Circle, Knightly orders, White Wolves) max zbroji, komand, White Wolves mają Standar of Arcane Warding (Magic Resistant 2)

W sumie równo 1000 p.

Wygrałem rzut na wybór połowy (+1 dla Elfów) i wstawiłem swój darmowy las (wybrałem “dolną” połowę). Jednak musiałem zacząć wystawiać się pierwszy.

Moje ustawienie

Dwa oddziały łuczników w dwóch szeregach na wzgórzu, trzeci w jednym szeregu zaraz na lewo od niego (magowie w oddziałach na wzgórzu). Potem kolejno: Driady, War Dancers, Driady. Glade Guardian na orle po prawej stronie wzgórza.

Ustawienie Empire:

Jeden oddział jazdy na prawo od murka (z generałem), drugi na wzgórzu (White Wolves), trzeci daleko z lewej (zwykli Knights), magowie za oddziałem po prawej (z dala od wzgórza :) )

Dzień był piękny. Bezchmurne niebo wprawiało w radosny nastrój, a wiosenne słońce dodawało nadzieji. Mineły dwa dni odkąd zwiadowcy donieśli Anayamowi o zbliżającym się zagrożeniu. Lord Ka’Leith nie należał do tych, którzy kiedykolwiek się wahali. Szybko zebrał swoich podwładnych, kazał im pożegnać się ze swoimi rodzinami i prosić o błogosławieństwo…

Teraz nie było już odwrotu. Wojska rozstawione w szyku bojowym, a śmierć zaczynała swym odorem zanieczyszczać świeże powietrze obrzeża Lasu Loren. Wojska Imperium były już coraz bliżej. Dobra widoczność ułatwiała obserwacje wroga i dawała tą cenną chwilę czasu do namysłu. Lord Ka’Leith pożegnał się z każdym z żołnierzy, udzielił ostatnich wskazówek i poleciał na swoim orle za wzgórze, gdzie miał najlepszy widok na pole bitwy.

Gdy odległość zmniejszyła się jeszcze bardziej, łucznicy oddali pierwszą salwę, sprawdzając raczej zasięg niż celując. Nadal było za daleko - grad strzał spadł przed koniami zakutych w stal rycery. Driady niezauważone ruszyły w stronę lasu, który zmienił swe położenie z przyczyn znanych jedynie magom stojącym nieopodal na wzgórzu.

Wojska Imperium nieugięcie parły do przodu. Nagle jeden z magów wykrzywił twarz w dziwnym grymasie, szybko, prawie bez udziału myśli, sięgnął do sakwy wyjął z niej zwój i wymamrotał inkantację. Czuło się jak powietre przeszywa stara, bardzo stara magia… Po chwili wszystko ucichło.

  • Są z nimi magowie… - powiedział Jorlael
  • Spodziewałem się tego - ze spokojem odparł Lord Ka’Leith - Jorlael, wiedziałem, po co tu dziś przybyłem, już pożegnałem się z moją rodziną - oni wiedzą że nie wrócę… Teraz ty bedziesz dowodził. Znasz moje zamysły i niejednokroć udowodniłeś swoje męstwo. Walcz do ostatniej kropli krwi - los Athel Lorel spoczywa w twoich rękach.
  • Poczekaj - odezwał się mag przeszukując sakwę - Trzymaj - powiedział rzucając w stronę Anayama strzałę. Ten uśmiechnął się tylko, schował ją i powiedział “Żegnajcie bracia”.

W tym momencie jazda Imperium zobaczyła wielkiego orła, którego cień przemknął nad nimi. Zatrzymali się na chwilę - to był ich błąd. Łucznicy nie myśleli dużo. Grad strzał spadł na oszołoniony oddział. Mimo mocnego pancerza jeden z rycerzu zsunął się z konia ze strzałą utkwioną w przyłbicy. Oddział jednak zachował się karnie i, przez wzgląd na generała, ruszył po mału na przód. Zupełnie zapomnieli o tym, że gdzieś za nimi leciał wielki orzeł…

Lord Ka’Leith dopiero teraz obejrzał strzałę. Runy które ją pokrywały dały mu mglisty obraz tego, co potrafi ów dziwny przedmiot - uśmiechnął się. Sprowadził orła na ziemię, wymierzył i strzelił. Grad strzał spadł w miejsce, w które celował. Stojący tam Mag zatoczył się i upadł, z pleców wystawało mu kilka lśniących grotów. Widząc to, jeden z pozostałych dwóch Wiedzących rzucił się do ucieczki. Drugi jednak opamiętał się, wymamrotał inkantację…

  • Więc to już koniec… - pomyślał Anayam Nagle ta sama starożytna magia przeszyła powietrze. Mag zdziwiony spojrzał na stojącego przed nim bohatera. Przerażenia na jego twarzy nie dało się opisać…

W tym samym czasie jazda Imperium znalazła kolejny problem na swej drodze - jeden z oddziałów ugrzązł w błocie i bardzo powoli musiał się z niego wydostać. Drugi zaś dojechał do lasu, którego nie było na żadnej mapie…

Lord Ka’Leith uśmiechnął się. Spojrzał na jedynego stojącego przed nim Maga i w duchu dziękował losowi za szansę ocalenia jego pobratymców. Nie myślał ani przez chwilę. Ruszył w stronę maga. Temu jednak dopisało szczęście; cofając się z przerażenia potknął się o korzeń wystający z ziemi, co uchroniło go przed włócznią Anayama. Jednak orzeł wykorzystał to i zatopił swe pazury w ciele przeciwnika - ten tylko zawył z bólu…

Korzystając z chwilowego zachwiania aury opozycyjnej magi, Jorlael przesunął kolejny las, zagradzając drogę pierwszemu oddziałowi jazdy do wzgórza.

  • Mierzcie dobrze i pamiętajcie że walczycie o swój dom!! - krzyknął.

Sam skupił się, wypowiedział inkantację, jednak jeden z Magów zapobiegł urzeczywistnieniu się jego zamysłów. Na osłupiałych po raz kolejny jeźdźców, spadł grad strzał - tym razem dwóch rycerz spadło z siodeł. Nawet generał nie był w stanie zapanować nad przerażeniem i razem z pozostałymi jeźdźcami rzucił się do ucieczki. Okrył się hańbą zbiegając z pola bitwy.

W tym czasie Driady zaczęły okrążać oddział jazdy. Jeden z rycerzy, myśląc, że coś jest nie tak, obejrzał się. Duchy Lasu uchwyciły jednak ten moment i pobiegły dalej. W ten sposób pozostały niezauważone. Oddział w środku pola nie spostrzegł, że tuż obok niego przemknęła grupa Driad. Zauważył za to błysk wysoko uniesionych mieczy Tancerzy i rzucił się w ich kierunku. Po chwili jednak jezdni zauważyli że zostali wciągnięci w pułapkę.

Zatrzymali się. W tym samym momencie oddział łuczników stojący nieopodal odrzucił swoje łuki, sięgnął po miecze i zaatakował razem z Driadami i Tancerzami na osamotniony oddział jazdy. Rycerze wiedzieli, że zostali wciągnięci w pułapkę, więc nie zaskoczył ich nagły atak. To nie miało jednak żadnego znaczenia - po ataku został tylko jeden konny, który natychmiast rzucił się do ucieczki - całe wojsko pobiegło za nim. Jego koń wbiegł w las, zatrzymał się - na to czekali wszyscy. Driady bezszelestnie podbiegły do rycerza i ściągnęły go z siodła - wszystko odbyło się tak cicho, że rycerze stojący nieopodal nic nie usłyszeli.

Lord Ka’Leith walczył z magiem, który leżąc na ziemi bronił się jak mógł przed potężnymi razami. Mag, który rzucił się do ucieczki, widząc przyjaciela w potrzebie opamiętał się i ofiarował mu pomoc. Na nic się to jednak nie zdało, bo w momencie, gdy dobiegał do orła potworny jęk umierającego i chrzęst kości przeszyły powietrze. Mag wiedział, że jego towarzyszowi nic już nie pomoże, więc rzucił się do ucieczki. Po kilku metrach opamiętał się na tyle, by spojrzeć za siebie - Lord Ka’Leith zeskoczył z orła i szybkim cięciem skrócił cierpienia umierającego. Ogarnięty furią mag szybko wymamrotał zaklęcie. Coś się jednak nie udało, gdyż kula ognia lecąca w stronę Elfa zaskwierczała i zniknęła - Lord spostrzegł to, rzucił się w stronę maga i szybkim cięciem pozbawił go głowy. Nie mógł wiedzieć, że gdzieś za nim, na wzgórzu Jorlael zatoczył się i upadł.

Ostatni oddział jazdy widząc smierć swoich towarzyszy, niepewnie zaczął się wycofywać. Gdy rycerze obrócili się, spostrzegli Driady stojące na ich drodze. Śmierć zajrzała im w oczy i sparaliżowała ich kończyny. Nagle zewsząd dał się słyszeć przeraźliwy i złowieszczy krzyk. Rycerzom zdawało się, że nagle przed nimi wyrosło spod ziemi dwadzieścia różnych sylwetek, które z wielką wprawą zadawały ciosy ich towarzyszom. Żaden jednak z nich nie opowie tej historii…

Anayam Ka’Leith spowrotem dosiadł swojego orła i powrócił na wzgórze. Już z daleka zauważył coś, co bardzo go zaniepokoiło. Wielu młodych Elfów klęczało dookoła jednego ciała. Lord szybko zeskoczył z siodła, z pasa odczepił mały flakonik i zawartość wlał do ust leżącego Maga. Ten po chwili otrząsnoł się i uśmiechnął.

  • Więc to tobie zawdzięczam życie?? - Mag nie odpowiedział. Skinął tylko głową.
  • Zatem jestem twoim potrójnym dłużnikiem… Czy ktoś poległ??

Wszyscy zgromadzeni zaczęli się rozglądać.

  • Są wszyscy - powiedział w końcu jeden z obecnych.
  • Zatem z podniesioną głową możemy wracać do naszych domów. Jestem z was dumny Bracia - Powiedział bohater i powoli zaczął zmierzać w stronę upragnionego spokoju: Athel Loren…

Nie da się ukryć, że zmasakrowałem mojego przeciwnika. Popełnił on jednak kilka błędów wynikających z niedoświadczenia (zabrzmiało jak ja bym był doświadczony …). Obojgu nam dopisywało szczęście - mnie w strzelaniu z łuków do jego jazdy (średnio na 7k6 wyrzucał dwie 1), z kolei jemu udała się walka mojego bohatera z jego magami - z 6 kostek wchodzących na 3+ i raniących na 3+ (bez panczerza) udało mi się 2 razy pod rząd zadać tylko jednego wounda… Liczyłem na to, że w jednej kolejce zabije dwóch jego magów (overrun) a później powalczę z resztką jego jazdy … (która zbiegła z pola - to z kolei moje szczęście) Widać więc że nasze nietypowe rzuty kośćmi zrównowarzyły się…